poniedziałek, 20 maja 2013

Moja Ikona cz.4

Czasami pamięć płata nam figle. Coś działo się kilka tygodni, miesięcy temu, a my nie pamiętamy jak do tego doszło. Tak jest u mnie z kolejną ikoną, którą chcę dzisiaj opisać.

Ecce Homo – bo o tej ikonie chciałbym opowiedzieć – zawsze będzie mi się kojarzyć z obrazem Adama Chmielowskiego, znanym jako Brat Albert.  Dopiero na drugim miejscu będzie to ikona. W obrazie Chmielowskiego jest coś niesamowitego. Od Chrystusa, który jest w tak dramatycznym położeniu, bije spokój, wewnętrzny spokój, który dodatkowo rozjaśnia tylnie światło. Jak można przeczytać na wikipedii, wraz z namalowaniem obrazu Ecce Homo we wnętrzu Chmielowskiego nastąpił przełom, wstąpił do Zakonu Ojców Jezuitów, a następnie po depresji i załamaniu nerwowym do Franciszkanów. Tam zaczął się jego najważniejszy etap życia.


Gdzie trafiłem na tytułową ikonę? Nie pamiętam. Postanowiłem namalować ją dla siebie. Najpierw zrobiłem szkic, potem rysunek na podobraziu (podobnie jak w przypadku Pneumatofory zdecydowałem się na podobrazie sklejkowe) i zacząłem malować. Już na początku zauważyłem, że rysunek na podobraziu nie wyszedł mi tak dobrze jak w szkicowniku. Twarz Chrystusa jest chudsza, bardziej zmizerowana, ale uznałem że tak jest dobrze.

W porównaniu do poprzednich ikon, udało mi się poprawić złoty kolor tła. Okazało się, że 4 warstwy farby dają dobry, równy wynik. Postanowiłem zaryzykować trochę z pierwszą warstwą farby, ciało zrobiłem w zielonkamym kolorze, dopiero kolejne warstwy wydobyły odpowiedni kolor. Sporym wyzwaniem były dla mnie włosy Pana, ale ku memu zaskoczeniu dość szybko sobie z nimi poradziłem. Największy problem miałem z ustami i tu już nie jestem zadowolony. 

 
Ikonę ukończyłem w święta Wielkanocne, nie jest jeszcze poświęcona, muszę w końcu kupić werniks (by święcona woda nie zniszczyła obrazu, co częściowo doświadczyłem z Pneumatoforą). Ramkę planuję taką samą jak w przypadku wspomnianej ikony od Klaudii.