Tak na prawdę, na razie nie napisaliśmy skąd inspiracja na pisanie bloga. Trochę to mój pomysł, na taką małą ewangelizację, ale mam nadzieję, że to nie mój, w końcu co ja mogę sam zrobić...
Wszystko zaczęło się tydzień temu, to tylko tydzień, lub aż. Wtedy byliśmy na rekolekcjach w Wiśle, na rodzinnych rekolekcjach. Po nich zaproponowałem dziewczynom pisanie bloga. To nie jest tak, że wtedy odmieniliśmy się, a wcześniej było bardzo źle. Klaudia na oazę chodzi już drugi rok, wraz z Weroniką od lat śpiewają w scholi. U mnie i Izy większy powrót do Boga zaczął się wraz z Alfą przeszło rok temu, a od jesieni należymy do Domowego Kościoła. Faktem jest że na nas wszystkich duży wpływ wywarł też nasz opiekun, ks. Łukasz :-) i wspomniane rekolekcje, które były tą łaską Ducha, na którą czekaliśmy...
A poniżej świadectwo z rekolekcji, które bardzo mocno mną wstrząsnęły i nie tylko mną ;-) Wrzuciłem je na forum oazowym, ale tu też powinny chyba się znaleźć.
To nie jest miejsce dla starych ludzi...
Co to jest domowy kościół, kim są ludzie z nim
związani, co robią i gdzie. Od takich pytań i odpowiedzi mógłbym zacząć
te świadectwo, ale chyba nie muszę. Każdy z nas spotkał się z Oazą, a
Domowy Kościół to taka Oaza dla rodzin. I to powinno wystarczyć.
W
dniach 13-15 kwietnia, w domu rekolekcyjnym Idylla w Wiśle, zostały
zorganizowane rekolekcje dla osób powiązanych z Domowym Kościołem
dekanatu wodzisławskiego. Mieliśmy szczęście być tam również i my, w
czteroosobowym składzie. W Idylli jest miejsce na 80 osób, przynajmniej
taka jest informacja na stronie internetowej... my wypełniliśmy ośrodek w
całości, a nawet więcej. Trzy dni (w tym pierwszy po południu) to nie
dużo, a mimo to okres ten zapowiadał się bardzo obficie. Ks. Łukasz –
moderator dekanalny – już na piątek przygotował niesamowitą modlitwę,
modlitwę za nasze rodziny. Nie tylko za te żyjące, ale i dawno zmarłych
członków, którzy ciągle mają wpływ na nasze życie, a my mamy wpływ na
ich życie... pośmiertne. Wielu z nas ze wzruszeniem przypominało sobie
dawno nie żyjących dziadków, pradziadków... rozrysowując drzewo
genealogiczne rodziny. Ale to co uderzyło najbardziej w tej modlitwie,
to fakt, że grzechy naszych przodków ciągle mogą ciążyć na naszym życiu.
Mało kto się nad tym zastanawia, ba wydaje się to trochę dziwne... ale
przecież można o tym przeczytać w piśmie świętym, a Słowo Prawdy mówi
tylko prawdę.
Sobota była pod znakiem modlitwy wstawienniczej,
która miała odbyć się późnym wieczorem. Modlitwa wstawiennicza to nic
innego jak modlitwa Kościoła za swoich członków. Taką modlitwą jest np.
Wierzę w Boga... odmawiane podczas mszy świętej. Tu wyglądało to trochę
inaczej, ale po kolei. Nim do tego doszło, wzięliśmy udział w dwóch
konferencjach, z których szczególnie druga była powiązana z planowaną
modlitwą. Ks. Jarosław Ogrodniczak w prosty sposób opowiedział nam o
charyzmatach, a następnie wprowadził do wzajemnej modlitwy
wstawienniczej. Podzieleni na trójki modliliśmy się za siebie, najpierw
za jedną osobę, potem drugą i trzecią. Modliliśmy się z Duchem Świętym, a
ten zaczął działać. Trzeba uważać za co się modlimy – te słowa
usłyszałem w trakcie rekolekcji kilkakrotnie i to prawda. W trakcie
modlitwy były łzy wzruszenia, było odczucie działania Ducha. Osobiście
poprosiłem moich współmodlących by pomodlili się o wiarę dla mnie. Dla
mnie to najważniejsze. Bóg inne modlitwy może wysłuchać, może mieć też
względem mnie inny plan, ale gdy proszę o wiarę, to wiem że musi ją dać.
Wiara nie jest tylko dla mnie, jest przecież dla Niego. Czy coś
odczułem? Dopiero w momencie gdy zacząłem modlić się za współbrata, gdy
nogi zaczęły mi się trząść, gdy miałem wątpliwości czy dojdę do ławki.
To było niesamowite odczucie.
Po wieczornej eucharystii i
kolacji, miała zacząć się modlitwa wstawiennicza. Ku memu zaskoczeniu
zauważyłem sporo nowych twarzy, dwóch księży i kilku przyjaciół z grupy
modlitewnej Alfa z Czyżowic. To między innymi dzięki nim znaleźliśmy się
w Domowym Kościele i na tych rekolekcjach.
Wieczorna modlitwa
zaczęła się dla mnie strasznie. W trakcie modlitwy uwielbienia nie
potrafiłem się skupić, wszystko mnie rozpraszało, denerwowało. Obok
zasnęła w Panu kobieta (padła na ziemię), druga zaczęła się śmiać, moja
córka płakać... a ja nie wiedziałem gdzie jestem i po co. Czułem że
tracę wiarę, że nie wierzę w to co się dzieje. Zacząłem wszystko
analizować, ale jak analizować wiarę? Zastanawiałem się czy nie
„ochrzanić córki”, druga w między czasie zaczęła śpiewając tańczyć,
zastanawiałem się czy nie uciec. Co mnie trzymało? Ta resztka wiary i
zaufanie. Przed ołtarzem stworzone zostały grupy modlitewne, które
modliły się nad podchodzącymi do nich ludźmi. Modliły się językami,
pismem... językami to kolejny element, który źle na mnie działał. W
końcu przyszła kolej na mnie i żonę. Poszliśmy razem. Poprosiłem o
modlitwę o wiarę, żona o swoją intencję. Trafiliśmy do grupy kierowanej
przez ks. Łukasza i moderatorów rejonowych – Natalię i Krzysia. Zaczęli
się modlić, a ja dalej miałem pustkę. Boże proszę Cię o wiarę – modliłem
się w myślach - a tu dochodziły do mnie słowa w nieznanym języku.
Alllalaalalalale coś tam. Nic nie rozumiałem, nic się nie zmieniało.
Zacząłem prosić Boga za żonę, jak ja nic nie mam, niech ma ona... i
wtedy... ks. Łukasz przemówił do nas. Normalnie. Po polsku. I wszystko
odpłynęło. Wszystko się zmieniło. Wiara wróciła, wróciło zrozumienie
tego co się dzieje. Wszystko się poukładało, nic już nie denerwowało,
modlitwa językami stała się zrozumiała (o ile jest zrozumiała), w sercu
poczułem spokój.
W niedzielę, po mszy przyszedł czas na
świadectwo. Jakby ktoś przed wyjazdem powiedział mi, że stanę przed
ludźmi i podzielę się tym co się działo, może bym go nie wyśmiał, ale ze
szczerością powiedział – nie ja. Gdyby ktoś powiedział mi, że
świadectwo powie moja żona i córki... w życiu bym nie uwierzył –
człowiek małej wiary. Głosiliśmy chwałę Pana wszyscy. Nie razem, ale po
kolei. Gdy do mikrofonu podeszła nasza starsza córka i powiedziała, że
nigdy nie spodziewała się, że „starzy ludzie” modlą się tak samo jak
młodzi (jest w oazie), podniosła atmosfera się rozładowała... i to było
dobre. Tak, my „starzy ludzie” modlimy się tak samo, tak samo, bo to nie
my się modlimy tylko Duch który nas napełnia. Tu nie ma miejsca na
starych ludzi, tu jest miejsce dla młodych duchem i młodych w Duchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz