poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Pod piorunochronem

Przypadki są tylko w gramatyce, więc nie przypadkiem pojawiłem się na Srebrnej Górze w okresie Adwentu. Od dawna planowałem wyjazd na rekolekcje do Kamedułów, udało mi się to dopiero w tym roku i właśnie w tak ważnym momencie. Co mnie tam ciągnęło? Do końca nie wiedziałem. Na pewno była to chęć wyciszenia, zastanowienia się nad kilkoma sprawami, ale również trochę ciekawość... nie każdy ma możliwość poobserwować, jak żyją mnisi zakonu kontemplacyjnego...



Powitał mnie brat na furcie, uśmiechem i miłym słowem. Odebrał list polecający od proboszcza - to jedyny warunek dopuszczający do przyjazdu na rekolekcje, przepraszam, jest jeszcze jeden, trzeba być mężczyzną, kobiety mogą odwiedzać klasztor tylko 12 dni w roku - i oprowadził po klasztorze. Nie po całym, tylko tam gdzie mogłem wejść, czyli po kościele (dolnym i górnym), budynku noclegowym, biblioteczce i to właściwie wszystko. Przy okazji z uśmiechem - „mówią że Kameduli są zacofani, a my tu mamy taką technikę”- pokazał stanowisko zarządzania pompami cieplnymi. Klasztor, a dokładnie dom kontemplacyjny, jest wyremontowany, bardzo nowoczesny. Zaprowadził mnie do mojego pokoju i pozostawił. Przyjechałem w godzinach pracy zakonników, więc do 11:20 miałem czas wolny. Korzystając z tego, oraz ładnej pogody, zwiedziłem klasztor od zewnątrz, po jedenastej wróciłem do pokoju, wziąłem brewiarz i ruszyłem w kierunku dolnego kościoła. Tam odbywają się modlitwy i nabożeństwa w okresie zimowym... jest tam po prostu cieplej. Droga do kościoła prowadziła wzdłuż wejścia do eremu (dla mnie oczywiście zamkniętego), gdzie swoje domki mają zakonnicy, skąd wolnym krokiem maszerują do kościoła. Maszerują to za dużo powiedziane... wręcz się wloką. Większość zakonników to potężne chłopy – przynajmniej w porównaniu do mnie, co w sumie nie jest osiągnięciem – a poruszali się tak niemrawo. Byłem zdziwiony. Pierwsze nabożeństwo – różaniec i modlitwa południowa – nie zrobiły na mnie jakiegoś wrażenia. Owszem, są inne, Kameduli nie śpiewają, wszystkie modlitwy prowadzą bardzo wolno, jednym tonem, a ja w tym czasie niestety nie potrafiłem się skupić, odnaleźć w brewiarzu. Po modlitwie ruszyłem do biblioteczki, wziąłem przewodnik po Bielanach i zacząłem czytać.

Tu muszę napisać, na czym polegają Kamedulskie rekolekcje. To rekolekcje indywidualne. Ja sam organizuję sobie zajęcia, muszę tylko (lub aż) pojawiać się na nabożeństwach i to wszystko. Nabożeństw jest siedem, każde oznaczane biciem dzwonów, pierwsze o 3:45, ostatnie o 19:00.
Czytanie, modlitwa, spacer i zadumanie. Tak minął mi pierwszy dzień i szczerze mówiąc byłem rozdarty. Nie umiałem się skupić, nie umiałem się odnaleźć. Koło 20-tej poszedłem spać, nastawiając wszystko co miałem, żeby nie zaspać na ranną (w sumie nocną) modlitwę.

3:45 – godzina czytań i Anioł Pański. Wstałem, nie zaspałem, pierwszy sukces. Drugi to modlitwa poranna. Po niej jest godzina przerwy – czytanie duchowe w celi... i walka z zasypianiem – następnie Jutrznia, a zaraz po niej Msza Święta. To było niesamowite przeżycie, coś, wraz z światłem poranka, wpadającym przez nisko zawieszone okna, zaczęło we mnie się budzić. O 7:30 zaczyna się śniadanie – samotne w celi, tak jak wszystkie posiłki i tak jak wszystkie – wegetariańskie. Od 8:15 jest czas na pracę. Dzień wcześniej zgłosiłem chęć pomocy, miałem nadzieję, że popracuję fizycznie, inaczej niż na codzień, a tu niespodzianka. Brat Rafał postanowił wykorzystać moje wykształcenie (informatyka)... by pomóc w naprawie systemu zarządzania wspomnianymi pompami cieplnymi. Niestety, ja jestem programistą, sprawy sprzętowe, sieciowe, zostawiłem gdzieś na studiach... próbowałem pomóc ale nic z tego nie wyszło. Za to brat Rafał dał mi świadectwo, pracy, skupienia, wiedzy. Potem wspólnie zabraliśmy się za sprzątanie pokoi, które miały być zajęte i przyszedł czas na różaniec i modlitwę południową. Po nim obiad i czas wolny. W tzw międzyczasie skończyłem czytać przewodnik, ruszyłem po kolejną książkę... w ręce wpadła mi jedna, którą dzień wcześniej pokazał mi brat furtian - „W głąb misterium” – ojca kameduła Piotra Rostworowskiego. Rekolekcje ruszyły pełną parą. Wszystko zaczęło się układać. Modlitwy, kazania ojca Piotra... wolny marsz braci na modlitwę (w skupieniu, nigdzie się nie spiesząc), spokojne, wolne odmawianie modlitw, psalmów... Gdy po komplecie kładłem się spać, wiedziałem, że ten dzień był więcej wart niż kilkaset innych.


Niedziela, to był mój ostatni dzień. Trzeci, tylko trzeci. Wiem że wrócę na Bielany, to było miejsce i czas oddany Bogu. To było miejsce i czas, którego potrzebowałem. Bielany i kazania nieżyjącego już ojca Piotra. To były niesamowite rekolekcje. Teraz wiem co mnie tam ciągnęło, właściwie nie co tylko Kto. Dziękuję Ci Panie.

A skąd tytuł moich wspomnień? Wziął się z cytatu: „Krakowianie, czy wiecie, dzięki komu Wasze miasto stoi bezpieczne i nienaruszone przez tyle stuleci? To Kameduli są waszym piorunochronem” - metropolita krakowski Karol Wojtyła.