Ostatnio mój przyjaciel z Domowego Kościoła upomniał mnie,
że wpisy na blogu są krótkie i jest ich mało. Cóż mogę odpowiedzieć, oczywiście
ma rację, ten wpis dedykuję Robertowi ;-)
W ostatnim okresie sporo się u nas działo. Większość spraw
dotyczyła Diakoni Modlitwy i mnie jako ikonopisarza. Zacznę od drugiego.
Wczoraj miałem egzamin na zakończenie pierwszego roku Śląskiej Szkoły Ikonograficznej.
Egzamin wiązał się z zaliczeniem pracy – ikony Pantokratora, którą pisałem w
roku szkolnym oraz z odpowiedzią na pytania zadawane przez komisję. Szczerze
mówiąc przypomniały mi się dawne szkolne czasy. Siedziałem przed komisją i
odpowiadałem. Oczywiście było to stresujące, szczególnie że z wypowiedziami u
mnie to różnie bywa, często gubię wątki, odpowiadam nie składnie, ale jakoś się
udało. Po egzaminie spotkaliśmy się wraz z uczestnikami drugiego roku na
ognisku, było bardzo miło. Za tydzień we wtorek będziemy mieć mszę powiązaną z
poświęceniem ikon, a w piątek wernisaż.
Jak napisałem na wstępie, więcej spraw w ostatnim okresie
dotyczyło Diakoni Modlitwy. W sobotę 7-go wraz z Izą i z 4 braćmi i siostrami z
diakoni, pojechaliśmy posługiwać w modlitwie wstawienniczej w Jastrzębiu, na
zakończenie Seminarium Odnowy Wiary. Tydzień temu we wtorek – 10tego – jak
zwykle była u nas modlitwa uwielbienia, która trochę się przedłużyła, w związku
z Mszą i modlitwą o uzdrowienie, która miała być następnego dnia. Oczywiście w
i Msza i modlitwa w środę były. Był to czas dla nas stresujący, bo byliśmy z
Izą za nią (modlitwę) odpowiedzialni. W czwartek po mszy wieczornej ponownie
posługiwaliśmy w modlitwie wstawienniczej, tym razem w naszej parafii, ponownie
na zakończenie SOW-y. W konsekwencji po tych trzech dniach chodziłem ciągle
śpiący (z salki, w której spotykaliśmy się po modlitwie, wychodziliśmy przed
północą, a wstaję o piątej). To był trudny, ale mam nadzieję owocny czas.
Powoli zbliża się okres wakacyjny, dzieci mają już luzy – co
nas bardzo cieszy, na początku wakacji jadą na rekolekcje, a wspólnie w
sierpniu jedziemy w Góry Stołowe. Niestety wyjazd do Santiago w tym roku nie
doszedł do skutku, ale powód jest na tyle wesoły – ślub Ani i Jarka – że nie
jest nam z tego powodu smutno, wręcz przeciwnie.
No i tak to ostatnio u nas wyglądało. Obecnie szykują się
nam jeszcze inne historie, ale o tym może w przyszłości.
A dzisiaj jest wspomnienie Świętego Brata Alberta, mojego patrona
(w końcu to Adam), który coraz bardziej mnie zachwyca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz