Po co nam święci? Dlaczego Kościół ich ustanawia?
Pięknie odpowiada na to Tradycja, a dokładnie ikonografia
Bizantyjska. Przyglądając się ikonom świętych można zauważyć, że są one bardzo
podobne. Święte kobiety prawie niczym nie różnią się od Maryi, również święci mężczyźni są do siebie podobni, podobni do ikony Chrystusa. Czasami rozróżniamy ich na
podstawie ubrań, czasami mają jakieś inne charakterystyczne cechy, chociaż zdarza się to bardzo rzadko. Rozróżnianie świętych na podstawie cech spotykane jest częściej w malarstwie
zachodnim. Tak naprawdę świętych rozpoznajemy po napisach, dlatego są one w ikonach
tak istotne.
Przedstawienia są tak bardzo podobne, bo nie pokazują świętych,
pokazują Chrystusa, którego odbicie możemy w świętych zobaczyć. Święci ułatwiają
nam naśladowanie Chrystusa! Czasami jest nam po prostu łatwiej się z nimi utożsamiać.
Wiele lat temu, przed przystąpieniem do sakramentu
bierzmowania, wybrałem sobie patrona, którego imię miałem
przyjąć. Wybrałem świętego Franciszka z Asyżu. Dlaczego właśnie jego? Pamięć mnie
zawodzi, ale wydaje mi się, że powodem było zauroczenie świętym biedaczyną poprzez film: „Brat słońce, siostra księżyc”, jaki wtedy zobaczyłem. Nie
zagłębiałem się w historię świętego, nie czytałem o nim książek, ot tak wybrałem. Po bierzmowaniu pamiętałem
o nim wtedy, gdy miałem wymienić swoje trzecie imię.
Kilka lat temu moje życie zmieniło się, nawróciłem się. Nie było
to wydarzenie jednorazowe, był to okres który trwał około jednego roku (gwoli prawdy ciągle trwa, ale to inna historia), w którym mogę
wymienić trzy etapy. Pierwszy to kurs Alfa i w konsekwencji rozpoczęcie
formacji w Domowym Kościele, oraz udział we wtorkowych Modlitwach Uwielbienia. Moim
największym problemem w tym okresie, była wiara. Modliłem się o
wiarę, tęskniłem za nią, ale nie potrafiłem się otworzyć. Właśnie wtedy poznałem
człowieka, który zaprosił mnie do siebie na rekolekcje. Rekolekcje bardzo
zamknięte, krótkie - trwały tylko trzy dni, które odbyły się w zakonie Kamedułów. Pojechałem w
okresie wielkiego postu, w czasie gdy bracia odzywają się do siebie tylko w ważnych
sytuacjach. Tym który mnie zaprosił, był Święty Romuald, założyciel zakonu,
który urodził się prawie tysiąc lat temu. Te trzy dni były dla mnie bardzo
ważne, to był czas załamania i czas powstawania. To był czas gdy poznałem kolejnego
kamedułę, ojca Rostworowskiego, który nie jest uznany za świętego, ale wierzę,
że nim jest, który mówił do mnie poprzez książki. Do kamedułów jeżdżę co roku, tam ładuję swoje baterie, tam za
wstawiennictwem Świętego Romualda proszę o wiarę.
Na drugie imię mam Roman, po tacie. Wprawdzie Romuald to nie
Roman, nawet pochodzenia imion są różne, to nie szukam świętego Romana, Romuald
zaopiekował się moim drugim imieniem.
Szukałem za to Adama, tak jak mam na pierwsze imię. Nasz
praojciec Adam jest uznawany za świętego, ale szukałem kogoś, kto żył w bliższych nam czasach. Ku memu zdziwieniu świętych Adamów znalazłem bardzo mało, a właściwie to chyba tylko jednego, jakiegoś Anglika o którym prawie nic więcej nie znalazłem. Znalazłem za to Alberta, kolejnego zakonnika,
który był zafascynowany między innymi Świętym Franciszkiem. Albert był bardzo
dobrze zapowiadającym się malarzem, który kochał malować, ale bardziej pokochał
ludzi. Ludzi biednych, chorych, bezdomnych.
Wiara bez miłości jest niczym, to znamy z 1 listu do
Koryntian. Zrozumiałem, że potrzebuję kogoś kto będzie prowadził mnie do
Miłości. Tym kimś okazał się Polak: Święty brat Albert Chmielowski, który w „cywilu”
miał na imię Adam.
Tak naprawdę pisałem o poszukiwaniu, ale w sumie to oni mnie
znaleźli. Romuald, który odrzucił wszystko, który uczy mnie modlitwy, który
rozpoczął życie z Chrystusem, by odkupić grzech ojca. Albert-Adam, który kochał
malować, ale bardziej pokochał ludzi, który uczy mnie odrzucać to co dla mnie
ważne, a tak naprawdę nie jest. No i Franciszek, który często kojarzony jest
z tym biednym zakonnikiem, który kochał ludzi, a zapomina się jak bardzo kochał Kościół. Franciszek w trudnym XII wieku pokazał inne oblicze Kościoła, znał jego wady,
ale nie narzekał, nie krytykował ich, tylko w miarę możliwości je naprawiał. Żył Nadzieją życia wiecznego i nadzieją
poprawienia świata.
Święci to nie obcy, to realni ludzie którzy troszczą się o
nas, którzy uczą nas swoją postawą, jak naśladować Chrystusa. Którzy modlą się
za nas, gdy ich o to prosimy. Świętych obcowanie, to zażyłość, to relacje, to
Prawda. Moi trzej patronowie uczą mnie Wiary, Nadziei i Miłości. Romuald,
Franciszek i Adam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz