środa, 5 listopada 2014

Święci

Po co nam święci? Dlaczego Kościół ich ustanawia?

Pięknie odpowiada na to Tradycja, a dokładnie ikonografia Bizantyjska. Przyglądając się ikonom świętych można zauważyć, że są one bardzo podobne. Święte kobiety prawie niczym nie różnią się od Maryi, również święci mężczyźni są do siebie podobni, podobni do ikony Chrystusa. Czasami rozróżniamy ich na podstawie ubrań, czasami mają jakieś inne charakterystyczne cechy, chociaż zdarza się to bardzo rzadko. Rozróżnianie świętych na podstawie cech spotykane jest częściej w malarstwie zachodnim. Tak naprawdę świętych rozpoznajemy po napisach, dlatego są one w ikonach tak istotne.

Przedstawienia są tak bardzo podobne, bo nie pokazują świętych, pokazują Chrystusa, którego odbicie możemy w świętych zobaczyć. Święci ułatwiają nam naśladowanie Chrystusa! Czasami jest nam po prostu łatwiej się z nimi utożsamiać.

Wiele lat temu, przed przystąpieniem do sakramentu bierzmowania, wybrałem sobie patrona, którego imię miałem przyjąć. Wybrałem świętego Franciszka z Asyżu. Dlaczego właśnie jego? Pamięć mnie zawodzi, ale wydaje mi się, że powodem było zauroczenie świętym biedaczyną poprzez film: „Brat słońce, siostra księżyc”, jaki wtedy zobaczyłem. Nie zagłębiałem się w historię świętego, nie czytałem o nim książek, ot tak wybrałem. Po bierzmowaniu pamiętałem o nim wtedy, gdy miałem wymienić swoje trzecie imię.


Kilka lat temu moje życie zmieniło się, nawróciłem się. Nie było to wydarzenie jednorazowe, był to okres który trwał około jednego roku (gwoli prawdy ciągle trwa, ale to inna historia), w którym mogę wymienić trzy etapy. Pierwszy to kurs Alfa i w konsekwencji rozpoczęcie formacji w Domowym Kościele, oraz udział we wtorkowych Modlitwach Uwielbienia. Moim największym problemem w tym okresie, była wiara. Modliłem się o wiarę, tęskniłem za nią, ale nie potrafiłem się otworzyć. Właśnie wtedy poznałem człowieka, który zaprosił mnie do siebie na rekolekcje. Rekolekcje bardzo zamknięte, krótkie - trwały tylko trzy dni, które odbyły się w zakonie Kamedułów. Pojechałem w okresie wielkiego postu, w czasie gdy bracia odzywają się do siebie tylko w ważnych sytuacjach. Tym który mnie zaprosił, był Święty Romuald, założyciel zakonu, który urodził się prawie tysiąc lat temu. Te trzy dni były dla mnie bardzo ważne, to był czas załamania i czas powstawania. To był czas gdy poznałem kolejnego kamedułę, ojca Rostworowskiego, który nie jest uznany za świętego, ale wierzę, że nim jest, który mówił do mnie poprzez książki. Do kamedułów jeżdżę co roku, tam ładuję swoje baterie, tam za wstawiennictwem Świętego Romualda proszę o wiarę.
Na drugie imię mam Roman, po tacie. Wprawdzie Romuald to nie Roman, nawet pochodzenia imion są różne, to nie szukam świętego Romana, Romuald zaopiekował się moim drugim imieniem.


Szukałem za to Adama, tak jak mam na pierwsze imię. Nasz praojciec Adam jest uznawany za świętego, ale szukałem kogoś, kto żył w bliższych nam czasach. Ku memu zdziwieniu świętych Adamów znalazłem bardzo mało, a właściwie to chyba tylko jednego, jakiegoś Anglika o którym prawie nic więcej nie znalazłem. Znalazłem za to Alberta, kolejnego zakonnika, który był zafascynowany między innymi Świętym Franciszkiem. Albert był bardzo dobrze zapowiadającym się malarzem, który kochał malować, ale bardziej pokochał ludzi. Ludzi biednych, chorych, bezdomnych.
Wiara bez miłości jest niczym, to znamy z 1 listu do Koryntian. Zrozumiałem, że potrzebuję kogoś kto będzie prowadził mnie do Miłości. Tym kimś okazał się Polak: Święty brat Albert Chmielowski, który w „cywilu” miał na imię Adam.


Tak naprawdę pisałem o poszukiwaniu, ale w sumie to oni mnie znaleźli. Romuald, który odrzucił wszystko, który uczy mnie modlitwy, który rozpoczął życie z Chrystusem, by odkupić grzech ojca. Albert-Adam, który kochał malować, ale bardziej pokochał ludzi, który uczy mnie odrzucać to co dla mnie ważne, a tak naprawdę nie jest. No i Franciszek, który często kojarzony jest z tym biednym zakonnikiem, który kochał ludzi, a zapomina się jak bardzo kochał Kościół. Franciszek w trudnym XII wieku pokazał inne oblicze Kościoła, znał jego wady, ale nie narzekał, nie krytykował ich, tylko w miarę możliwości je naprawiał. Żył Nadzieją życia wiecznego i nadzieją poprawienia świata.

Święci to nie obcy, to realni ludzie którzy troszczą się o nas, którzy uczą nas swoją postawą, jak naśladować Chrystusa. Którzy modlą się za nas, gdy ich o to prosimy. Świętych obcowanie, to zażyłość, to relacje, to Prawda. Moi trzej patronowie uczą mnie Wiary, Nadziei i Miłości. Romuald, Franciszek i Adam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz