czwartek, 15 grudnia 2016

Szereg emocji od rana

Niezbyt spokojny ten adwent. Marzy mi się wyciszenie, a tu codziennie coś innego się pojawia, nowe tematy, nowe zadania do zrobienia, a czas… niestety nie jest taki jak u Pana Boga, dla mnie godzina to godzina, dzień to dzień, a chciałoby się czasami inaczej.

Dwa dni temu byłem na pogrzebie znajomego, niby nie był mi bardzo bliski, bo tak naprawdę nie mieliśmy okazji się bliżej poznać. Trochę poznaliśmy się w ubiegłym roku, gdy wraz z żoną przyjechali na organizowane przez naszą diakonię modlitwy rekolekcje. Już wtedy okazało się był chory. Potem poznałem go bliżej w modlitwie, za niego i za rodzinę. Pan postanowił wziąć go jednak do siebie. Szkoda, że nie dał nam czasu bardziej się poznać. Od Gienka zawsze biła taka radość i spokój.

Wczoraj przeczytałem w biografii Św. Alberta poniższe słowa: „Właśnie to kochamy w przyjaciołach, a kochamy aż tak bardzo, że człowiek czuje się winny, jeśli miłości nie odwzajemnia miłością. I nie żądamy od przyjaciół niczego, oprócz owych oznak życzliwości. Stąd też żal tak gwałtowny, gdy któryś z przyjaciół umiera. Ogarnia nas wtedy ciemność smutku, błogość w gorycz się przemienia, serce nurza się we łzach. Zgasłe życie umierających staje się śmiercią dla nas, którzy zostajemy”. To słowa Św. Augustyna zamieszczone w Wyznaniach.

W związku z tym, że we wtorek byłem na pogrzebie, wczoraj musiałem odpracować wyjście prywatne, siedziałem w pracy dużo dłużej. Zaraz po niej z Izą poszliśmy do kościoła, a potem na spotkanie Domowego Kościoła. W tym roku na spotkaniach „przerabiamy” uczynki miłosierdzia. Dla mnie nie są to łatwe spotkania. Dużo się dowiaduję o sobie, o swoich wadach. Wczoraj przeciwnie, dowiedziałem się coś pozytywnego od uczestników kręgu i… nie potrafię sobie z tym poradzić. Od rana szarpią mnie skrajne emocje, miło usłyszeć dobre słowa, ale to nie moja zaleta. Słyszę dobre, a wiem ile we mnie zła. Jak mało kocham.

A w drodze do pracy, słuchałem radia eM, a tam słowo na dzień. I walnęło mnie między oczy, tak poważnie. 

Jak stanąć w prawdzie? Prawda wyzwala [J 8,32], to słowa od których zaczęło się moje nawrócenie. Nawet o tym nie wiedziałem, bo zaczęło się lata przed tym, gdy wydawało mi się, że się zaczęło. Ciężko mi stawać w prawdzie.

I ostatni wątek, Przemienienie Pańskie. Od kilku dni rano modlę się słowami z Pisma opowiadającymi o Przemienieniu. O Chrystusie, który pokazuje Siebie Prawdziwego. I słucham, i proszę i nie wiem co robić, poza jednym „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Jego słuchajcie!” [Mt 17,5; Mk 9,7; Łk 9, 35; 2P 1,17]. I chociaż wiem, to to nie jest proste :(



Tę piosenkę i tego autora nie odnalazłem dzisiaj przypadkiem...

Kiedy zabrał trzech uczniów
na górskie zbocze by modlić się,
jego rysy przemieniły się, ubrania zajęły się ogniem.
Dwóch mężczyzn ukazało się: Mojżesz i Eliasz zjawili się;
byli po jego stronie.
Proroctwo, Prawo mówi, że kiedyś przyjdzie mu umrzeć.

Wtedy przyjdzie słowo
gdy wypełni się ten dzień.
Piotr powie że powinniśmy uczynić mu miejsce przybytku.
Chmura ukazała się w chwale by go wyróżnić.
Upadli na ziemię.
Głos rozległ się, głos Boga.
Twarz Boga skryta w chmurach.

Co powiedział do nich,
ten głos Boga: to mój umiłowany syn.
Zastanów się nad tym co mówi do ciebie, nad tym co ma zdarzyć się.
Proroctwo skazało go na śmierć, 
zostałeś skazany na śmierć, i tak będzie Synu.
Dotrzymaj słowa, ukryj wizję nim przyjdzie czas.

Zagubiony w chmurach, głos: Nie bój się! Zbliżamy się!
Zagubiony w chmurach: znak: Syn człowieczy! Słuchaj!
Zagubiony w chmurach, głos: Baranek Boży! Zbliżamy się!
Zagubiony w chmurach, znak: Syn człowieczy! Boży Syn!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz