Autorem dzisiejszego obrazu jest William Blake, XVIII
wieczny pisarz, malarz, drukarz i mistyk. Tu postawiłem kropkę, bo nie
interesowałem się tą postacią, a przepisywanie wiadomości z Wikipedii nie jest
potrzebne, można tam przecież zajrzeć ;) Ja Williama Blake’a znam tylko z pojedynczych
prac graficznych (np. Bóg stwarzający Wszechświat), a z poezji to z wiersza Tiger,
tiger – który był użyty przez zespół Tangerine Dream na płycie "Tyger".
Obraz który chciałbym dzisiaj przedstawić znalazłem tak samo
jak poprzedni w albumie „Chrystus w sztuce”, od razu zwrócił moją uwagę nieszablonowym
podejściem do tematu (co również zauważył autor albumu). Obraz oparty jest na
dziele Johna Miltona „Hymn na Boże Narodzenie”, którego nie znam.
Trudno mi interpretować ten obraz, jest to wizja autora, ale
muszę przyznać bardzo ciekawa. Jak widać na obrazie mamy pięć postaci.
Najbardziej w oczy rzuca się święta Elżbieta wyciągająca ręce do Chrystusa. Znajduje
się ona w mocnym punkcie – to takie określenie związane ze złotym podziałem,
wykorzystywane w sztuce – dlatego tak mocno oddziałuje na oglądającego.
Zwrócona jest w stronę dzieciątka, które unosi się, tak jakby wypłynęło z
Maryi.
Ta wspierana jest przez Józefa, widać zmęczenie na jej
twarzy, widać ogromną różnicę podejścia do tematu w porównaniu do opisywanego
tydzień temu obrazu Roberta Campina. Nie ma tu nawiązania do bezbolesnego i
cudownego narodzenia o którym mówił Sobór Trydencki, co nie dziwi, bo Blake nie
był katolikiem. W obrazie widać też większą więź pomiędzy Józefem i Maryją,
przynajmniej ja mam takie odczucie. Sam Józef nie wiem do końca czy wpatruje
się z Jezusa, czy podtrzymywaną Maryję.
Jezus jak wspomniałem unosi się, ma rozłożone ręce, to
nawiązanie do śmierci krzyżowej. Bije od niego blask, jest Światłością Świata. W
oknie widać inne światło – gwiazdę, wskazującą drogę trzem mędrcom.
Na kolanach Elżbiety widzimy inne dziecko – to oczywiście
święty Jan Chrzciciel, który bardzo często przedstawiany jest na obrazach z
Jezusem, często bawią się razem. Tym razem Jan wpatruje się w Zbawiciela, ma
złożone rączki. Ten układ, Elżbiety wyciągającej ręce, Jana siedzącego na
jej łonie, przypomina mi inną scenę biblijną, nawiedzenie
Elżbiety. Było to jeszcze przed narodzeniem, ale mam wrażenie że autor chciał
też do tego nawiązać.
W tle za Elżbietą widać dwa woły, nad którymi teraz trochę
się pochylę. W malarstwie przedstawiającym scenę narodzenia Chrystusa bardzo
często występują dwa rodzaje zwierząt: wół i osioł. Jedna z chorych, do której
chodzę z Panem Jezusem, opowiedziała mi następującą historię związaną z tymi
zwierzętami:
Gdy Pan Jezus miał się urodzić, Pan Bóg wysłał anioła, by ten znalazł odpowiednie zwierzęta, które mogły by być przy mały Zbawicielu. Aniołowi spodobał się lew, ale gdy ten zaryczał, anioł doszedł do wniosku, że może to przerazić małego Jezusa. Lew nie nadawał się. Spotkał pawia, ten był łagodny i bardzo chętny do pomocy:
- Popatrz jakie mam piękne pióra, nadaję się do tego. Będę piękną "dekoracją" dla Nowonarodzonego. Anioł odczytał jednak myśli pawia:
- Ty za bardzo chcesz zachwycać wszystkich sobą, zwracać na siebie uwagę. Zamiast na Chrystusa będą patrzeć na twój przepiękny ogon, nie nadajesz się.
I tak anioł szukał zwierzęcia, które mogłoby być przy dzieciątku. Zmęczony usiadł na kamieniu i zauważył pracującego woła.
- Może ty chciałbyś położyć się koło Jezusa? - spytał anioł.
- Ja? Nie... ja się nie nadaję, jestem brudny, śmierdzący, będę wszystkich odstraszał – odparł wół.
Anioł zrozumiał że wół w swojej pokorze, prostocie i pracowitości nadaje się do tej roli, ale jedno zwierzę to za mało. Szukając trafił na osła. Zaprosił go, ten podobnie jak wół zaczął się wykręcać:
- Ja głupi osioł mam być przy Mądrości? Ja tylko brykam, co mógłbym tam robić? Odganiać muchy?
- To bardzo dobry pomysł - odpowiedział anioł. I tak przy dzieciątku znalazły się dwa zwierzęta, które się do tego nie nadawały: wół i osioł.
Tyle historia ludowa, bardzo piękna i mądra. W ikonografii
trochę inaczej tłumaczy się te dwa zwierzęta, ale o tym za tydzień J
Podsumowując, żałuję, że nie czytałem hymnu Miltona, być
może dużo więcej bym z obrazu zrozumiał, a tak to tylko tyle.
Dopiero niedawno, w czasie tego Adwentu, odkryłam to miejsce i czytam po kawałku. Dobrze, że jest - dziękuję za świadectwo wiary :)
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuń