czwartek, 1 lutego 2018

Po raz siódmy

Ten świat jest coraz bliższy, coraz bardziej natarczywy – to nie do końca były takie słowa, ale mniej więcej takie miały znaczenie. Słowa Jana Chrzciciela w trakcie jednej z naszych rozmów.

Tak, po raz siódmy odwiedziłem braci kamedułów. Po raz piąty z Adasiem i drugi z Januszem. Tym razem wyjazd był troch inny, raz – nie odwiedziliśmy Tyńca (ani w drodze do, ani z), dwa nie miałem nowej książki ojca Piotra Rostworowskiego, trzy, ani razu nie założyłem kalesonów ;-) Ale po kolei…

Z powodu pogrzebu wnuczki Janusza, do Kamedułów pojechaliśmy dwoma autami. W drodze do, zapytałem Adasia gdzie woli podjechać przed Bielanami, do Tyńca czy do Sanktuarium Ecce Homo. Wybrał to drugie, nigdy wcześniej tam nie był. Ucieszyłem się, bo Święty Brat Albert po ubiegłym roku, w trakcie którego napisałem dwie jego ikony, stał mi się jeszcze bliższy. Nie mieliśmy dużo czasu, podziemne „muzeum” było zamknięte, więc nasze odwiedziny skupiły się na modlitwie i krótkim zwiedzaniu sanktuarium. Z sanktuarium na Srebrną Górę jest już blisko, około 25 minut, zdążyliśmy przed południem - tak jak planowaliśmy.


Na furcie uściskał nas Jan Chrzciciel. W trakcie powrotnej drogi, rozmowy z Adasiem, zdałem sobie sprawę, że ten biały brat stał mi się bliski. Za każdym razem rozmawiamy, nie długo, ale otwieramy się na siebie. Ja mu opowiadam o moich problemach, on mi swoje historie, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to nie są takie proste informacje, to już coś więcej.

Po rozdzieleniu cel (tym razem trafiło mi się spać w muzeum ;-), okazało się że dostałem celę, która kiedyś należała do przyjeżdżających na Bielany biskupów), rozpoczęliśmy zwykłe, kamedulskie życie. Jak zwykle wziąłem ze sobą kilka książek, po 6 latach ponownie przeczytałem „W głąb misterium” ojca Piotra. Treści jakie przekazywał nie były już dla mnie takim uderzeniem jaki lata temu, ale i tak dały do myślenia: co muszę poprawić, jak bardzo ostatnio się „rozmyłem”, jak mało we mnie soli…


Czas u białych braci po raz kolejny uzmysłowił mi, jak bardzo potrzebuję ciszy. Zastanawiam się czy więcej niż inni, ale nie wiem. Jedyne co wiem to to, że potrzebuję, takim stworzył mnie Bóg. Czasami w trakcie roku jestem na 3-4 rekolekcjach, wszystkie są ważne, dużo mi dają, ale bez tych w Ciszy byłoby mi bardzo ciężko.

Z drugiej strony potrzebuję kontaktu, rozmowy. Pan stworzył nas ludźmi, grupą. Ten wniosek pojawił się w trakcie wspomnianej rozmowy z Adasiem, w trakcie powrotu. Pojawiło się pytanie: na ile jesteśmy intruzami, na ile swoją obecnością przeszkadzamy braciom, mącimy im ciszę. Wydaje mi się, że trochę zaburzamy ich spokojne życie, ale z drugiej strony też coś wnosimy. Ich życie to ciągła kontemplacja Boga, ale nie możemy zapominać, że Bóg stał się Człowiekiem aby Człowiek stał się Bogiem. Ta tajemnica wcielenia pokazuje nam też to, że Bóg jest w naszym bliźnim, trwanie w Bogu bez miłości drugiego człowieka do niczego nas nie prowadzi (to oczywiście za Janem). Kameduli modlą się również za nas, podejrzewam że jak dla każdego człowieka istotne jest nie tylko modlitwa za jakiegoś człowieka, ale za konkretnego. Przyjeżdżając do nich ze swoimi problemami, pokazujemy im konkret - małego brata który potrzebuje ich, ich wsparcia.


Potrzeba bliźniego, potrzeba Miłości, potrzeba Boga bez którego nie ma Miłości. Bez którego nie ma ciszy, bez którego nie ma bliźniego, takie myśli kłębią mi się w głowie po tych kilku dniach na Srebrnej Górze.

2 komentarze:

  1. Nie bardzo rozumirm jak można wciskać się ludziom do miejsca, ktore wybrali po to aby się odosobnić. Z miłości nie odmówią gościny, ale po co to wykorzystywać? Naruszając naturalny stan eremu nie uczestniczymy w jego życiu bo jest to w tym życiu chwila nienormalności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno mi odpowiedzieć na ten zarzut, a może przemyślenie... jeżdżę tam co roku... można nazwać to wykorzystywaniem. Może tak jest? Trudno mi odpowiedzieć za braci czy tak uważają. Można to nazwać ich powołaniem, Kameduli z tego co pamiętam, zawsze byli otwarci na przyjezdnych, co zresztą zrozumiałem, bo na tym polega charyzmat Chrześcijan. Miłość i otwarcie. Można też nazwać to w jakimś stopniu wspieraniem, ale to wolę zostawić już dla siebie. Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za opóźnienie w publikacji.

    OdpowiedzUsuń