czwartek, 11 czerwca 2015

Kontemplacja

Jeżdżę do kamedułów. Jeżdżę z różnych powodów, między innymi z potrzeby wyciszenia się, odcięcia od świata. Przechodząc przez bramę, czuję się, jakbym trafiał do innego świata. To coś jak szafa prowadząca do Narnii, tylko prawdziwa. Obserwacja mnichów, życie wraz z nimi uświadamia mi co naprawdę jest ważne. Podobne doświadczenie związane z tym co dla nas jest istotne, miałem w drodze do Santiago. Tam wszystko niosłem na plecach i niczego więcej nie potrzebowałem.


Kameduli zasłynęli z nieprawdziwego obrazu, przedstawionego w Panu Wołodyjowskim. Sienkiewicz włożył w ich usta słowa "memnto mori", pokazał ich jako smutnych ludzi nad grobem. To nie prawda. Kameduli to ludzie pełni życia, rozmawiając z nimi czuć radość, czuć humor, ale czuć coś jeszcze, spokój. Wszystko co robią, robią z pewnego rodzaju dostojeństwem, wyciszeniem. Niejednokrotnie miałem wrażenie, że ich gesty, czyny są pełne, jeśli coś robią to tak jak sobie wyobraził Stwórca. 

Zdaję sobie sprawę, że to może trochę takie moje wyobrażenie, nie do końca prawdziwe, ale z drugiej strony ich przykład jest dla mnie bardzo inspirujący. Często po powrocie staram się lepiej wykonywać swoje czynności, z czasem jest coraz gorzej, dlatego tam wracam.

Podobne odczucia mam, gdy piszę ikony. Przekraczam bramę - nazywanie ikony oknem ku wieczności, nie wzięło się znikąd. Odcinam się od otoczenia, nawet gdy rozmawiam, to jest to inna rozmowa, może głębsza? Sam nie wiem.

Co łączy te miejsca, zdarzenia, czas? Modlitwa. Kameduli są przesiąknięci modlitwą, modlitwą w której się nie spieszą, która nadaje rytm ich pracy, całemu dniu. My po tej stronie bramy nie mamy takiej możliwości. Świat nas odciąga od Boga. Nawet księża (może nawet bardziej niż my świeccy) nie mają tego spokoju.

Pisanie ikon to modlitwa, bardziej lub mniej świadoma. Czasami pisząc wsłuchuję się w modlitwę śpiewaną, czasami w konferencje, coraz częściej jest to modlitwa serca. Modlitwa coraz mi bliższa, o której może kiedyś napiszę więcej. 

Pamiętam jak ojciec Piotr Rostworowski opisywał swoją modlitwę, na przestrzeni lat. Pisał, że z czasem jego modlitwa stała się słuchaniem. Nie odmawianiem, tylko trwaniem, ciągłym, stałym. Czytałem to kilka lat temu i nie rozumiałem, teraz zaczynam rozumieć coraz bardziej. Brakuje mi takiej modlitwy, takiego właśnie wsłuchiwania się, kontemplacji, ustawienia wszystkiego w odpowiednim porządku. Brakuje czasu, tracenia czasu dla Boga.

To wszystko powyżej to taka moja reakcja na tekst, który przeczytałem dzisiaj na jednym z moich ulubionych w ostatnim czasie blogów. Przeczytajcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz