środa, 9 marca 2016

Rekolekcje wielkopostne część 1

Czy rekolekcje muszą boleć?
Czy dobre rekolekcje to te, które wstrząsają?
Czy musi być jak w księdze mądrości:
Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę. Mdr 3,6

Tak jakoś się poukładało, że byłem ostatnio dwa razy na rekolekcjach. Na początku Wielkiego Postu, jak co roku, pojechałem na Srebrną Górę. Potrzebowałem tego wyjazdu, potrzebowałem tego czasu i miejsca. Wreszcie, potrzebowałem świadectwa białych braci. Pojechaliśmy w trójkę, byli ze mną Robert i Adaś. Bielany przywitały nas bielą śniegu. To nie był jakiś wielki śnieg, ale był, dla mnie bardzo znaczący. Nie będę tu pisał dlaczego, bo to sprawa między mną a Nim.


Po przywitaniu, brat Jan Chrzciciel oprowadził nas po pokojach. Przyjechałem tam po raz piąty, ale po raz pierwszy wylądowałem na parterze domu gościnnego, żeby było zabawniej dostałem apartament! Pomieszczenie piwniczne, łazienkę z wanną, dwa stoły (biurko i stół), szafę. Z wyglądu (kształtu) przypominało mi trochę norkę hobbita ;-) Odlot. U Kamedułów zawsze marznę, tym razem wykorzystałem wannę w której ogrzewałem się dwa razy :-) Jak zwykle bracia rozpieszczali nas jedzeniem, lubię mięso, ale tam nigdy mi go nie brakuje.

To wszystko jednak nie jest istotne. Ważne jest to, jak działa tam Bóg. Po raz kolejny moim kierownikiem był ojciec Piotr Rostworowski. Tym razem pokazał mi moją pychę, lenistwo, tchórzostwo poprzez słowa zawarte w książce „Miejsce łaski”. To nie było miłe doświadczenie, po raz pierwszy miałem ochotę uciec ze Srebrnej Góry. Poznawanie siebie, a właściwie swoich słabości, błędów boli i to bardzo.

Miejsce łaski to zestaw kilku konferencji ojca Piotra, w większości kierowanych do zakonników i przełożonych. Od dwóch lat jesteśmy z Izą odpowiedzialnymi, a więc niejako przełożonymi diakonii modlitwy, ojciec Piotr pokazał mi że jestem jednym z najgorszych możliwych przełożonych. A ja myślałem inaczej. Może nie uważałem się za wybitnie dobrego, ale raczej sporo na plusie, prawda okazała się inna, a moje myślenie było podszyte pychą.
Mimo bólu, to był dobry czas, bardzo dobry.


Tym razem nie tylko czytałem/słuchałem, ale również pisałem. I nie pisałem ikony, ale o ikonie. Pisałem pracę do szkoły, z którą miałem lekki poślizg. Pod tym względem było bardzo dobrze, ale nie ma się co dziwić, bo gdzie można pisać o św. Romualdzie, jak nie u Kamedułów :-)

To jednak nie był koniec, to był początek, w ubiegły weekend byliśmy na rekolekcjach diakonii modlitwy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz