Nie minęły jeszcze dwa miesiące nowego roku, a ja byłem już
na dwóch pogrzebach. Dwie starsze kobiety, dwie w jakimś stopniu mi bliskie.
Pierwsza, to jedna z moich chorych, to superbohaterka.
Ile razy mamy możliwość
iść na pogrzeb superbohatera? Nie takiego w trykotach, ale prawdziwego?
Pani
Amalia miała trzech synów. Pierwszy zmarł bardzo wcześnie, drugi urodził się
chory, fizycznie i umysłowo, trzeci, zdrowy, zmarł w sile wieku. Do momentu gdy
ją (właściwie to ich – mamę i syna) odwiedzałem, mogłem podziwiać małą,
schorowaną, ledwo stojącą kobietę, która martwiła się przede wszystkim o Adasia,
swoje dziecko. Ten miał problemy z poruszaniem się, poprzez wadę wymowy ciężko
było go zrozumieć, ale to nie było istotne, miłość do syna dodawała jej sił. Pani
Amalia dbała o jego stronę fizyczną i duchową. To ona przygotowała go do
sakramentu Komunii Świętej, była jego katechetką. Odeszła do Pana w styczniu.
Na pogrzebie nie było nas wielu, może nie była osobą znaną, celebrytką, ale jej
świadectwo dla tych co ją znali zostanie w sercu.
Drugą osobą była moja ciocia. Niestety z różnych powodów nie
miałem z nią kontaktu, na pogrzeb pojechaliśmy z mamą. Na pogrzebie stawiła się
cała rodzina, a że jest duża, to kościół był pełny. Trudno mi coś o niej
napisać osobistego, mogę zacytować jedynie słowa proboszcza tamtejszej parafii,
które pokazały mi jak podobne były to kobiety. Ciocia podobnie jak pani Amalia
była świadkiem Chrystusa. Może nie głosiła Go słowem, przynajmniej nic o tym
nie wiem, ale głosiła życiem. Dawała przykład jak należy przy nim żyć, trwać.
Wczoraj w szkole mieliśmy wykład o świętych. Do XII wieku,
Kościół ogłaszał świętych spontanicznie, nie poprzez dochodzenie odpowiednio
sformalizowane, ale poprzez świadectwo życia zmarłych. Mam wrażenie, że w
tamtych czasach obie te kobiety byłyby ogłoszone świętymi. Życie Miłością w
Miłości z Miłości, czy to nie droga do świętości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz