wtorek, 29 sierpnia 2017

Moje wyjście

Gdy lew zaryczy, któż się nie ulęknie?
Gdy Pan Bóg przemówi, któż nie będzie prorokować? [Am 3,8]

Tegoroczne wakacje spędziliśmy w Częstochowie, na rekolekcjach Domowego Kościoła, organizowanych przez diecezję Lubelską. Dokładnie na drugim stopniu, który poświęcony jest Księdze Wyjścia. Wykłady, konferencje, przybliżały nam historię Izraela, pokazywały w jaki sposób odczytywać Stary Testament. Sporo było również na temat liturgii. Dawno temu byłem już na drugim stopniu, na rekolekcjach młodzieżowych Ruchu Światło Życie, więc tematyka i wydarzenia nie były mi specjalnie obce, ale od tego czasu minęło tyle lat i tak wiele zmieniło się w moim życiu, że do tematu podchodziłem na nowo.
Już na początku rekolekcji pojawiło się pytanie, ile we mnie jest faraona, upartości, czy, a właściwie jak często odrzucam to co Bóg do mnie mówi? Jakie jest moje zniewolenie, czy jest? Zadawaliśmy je sobie wspólnie z Izą, początkowo wydawało mi się, że nie jest tak źle, z czasem zrozumiałem że do dobrego jest jeszcze bardzo daleko.

Minęło już kilka lat, gdy Pan dotknął mojego serca, gdy zaczął mnie nawracać. Mogło by się wydawać, że jestem już nowym człowiekiem, lepszym, Bożym, wyzwolonym... prawda jest taka, że chciałbym takim być, ale wiele we mnie jest jeszcze zniewolenia. Na tych rekolekcjach wróciły jakieś duchy przeszłości, to co Pan zabrał ponownie zaczęło mnie męczyć, przypominać się, ale bardziej zabolała Prawda jaką dowiedziałem się o sobie, o małym pysznym człowieku.

Wyzwolenie z pychy, z potrzeby by mnie ceniono, chwalono, z potrzeby zauważenia. Taki jestem. Wszystko co mam otrzymałem, nic nie jest mojego, a chcę się tym chwalić, jakbym sam do tego doszedł. Trudno jest mi się z tą wiedzą pogodzić, zaakceptować, a jeszcze trudniej walczyć z tym stanem. Wkurzam się na siebie, że mówię o sobie, a nie o Tym który dla mnie zrobił wszystko. Wyciągnął mnie z błota grzechu, obdarował talentami na które nie zasługuję, powinienem mówić tylko o nim, o Łasce którą jestem zbawiony, a nie o sobie.

Tak dużo otrzymałem, powinienem tak mocno kochać, przecież bardziej kocha ten, komu się więcej daruje [Łukasz 7, 36–8, 3], a u mnie jest tyle mnie. W końcu gdy powinienem o mojej wolności opowiedzieć, dać świadectwo o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, zdezerterowałem. A przecież gdy Pan przemówi, powinienem o nim mówić...

Rekolekcje w Częstochowie to dodatkowo zastanowienie się nad tym jaka była Maryja, nad jej wolnością, pokorą. Być jak Ona, przyjmować wolę Boga jak Ona, stać w cieniu jak Ona, kochać jak Ona... jest przykład, tylko naśladować.

Nie był to łatwy czas, ale to chyba dobrze, ciągle wracam myślami do tych chwil, ale bardziej do pytań, do tego co powinienem robić. W przedostatnim dniu na modlitwie, jeden z księży przybliżył nam fragment ewangelii wg Św. Łukasza - rozmowę Jezusa z Piotrem po zmartwychwstaniu. Poprzez pytania na temat miłości, pokazał jak bardzo Bóg zbliża się do nas, nie czeka aż my podejdziemy do niego, tylko On wychodzi. To były dla mnie bardzo ważne słowa, powoli zaczęło do mnie docierać, że nie tylko nic nie jest mojego, ale dodatkowo nie muszę się martwić moją słabością, po prostu ją oddać, On czeka.

Po powrocie, jak to często bywało, na blogu ojca Pałysa pojawił się wpis, tak jakby dedykowany dla mnie - http://kpalys.blogspot.com/2017/08/jean-de-caussade-jezuita-ktory.html
Puenta, końcowe zdanie, jest dla mnie podsumowaniem minionych rekolekcji: "Jestem w sobie, albo jestem w Bogu. Innego wyjścia nie ma".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz